|

Droga do świętości Bł. Marii od Apostołów

Marzenia o misjach

Już jako nastolatka pisała w zeszytach modlitwy i wiersze, w których powtarzała jedno marzenie: „Chcę, aby całe moje życie należało do Boga.”  Jako nastolatka fascynowała się również opowieściami o misjonarzach. Czytała o dalekich krajach, w których Chrystus był nieznany, i modliła się, aby choć na chwilę móc tam pojechać. W swoich notatkach pisała:

„Chciałabym być wszędzie, gdzie Chrystus nie jest jeszcze znany.”

Therese złożyła prywatny ślub, że odda całe swoje życie sprawie misji. Kilka miesięcy później, 10 sierpnia, pisała o tym oddaniu w wierszu zatytułowanym

Ein Streben [„ Tęsknota”]:

Kiedy o misjach słyszę

Czuję w sobie zapał,

Miłość i tęsknotę,

Jakich dotąd nie znałam.

Moje dni są coraz krótsze,

Moje włosy siwieją,

Lecz ta miłość w sercu

Nie słabnie, ona we mnie wzrasta!

Jednego tylko, jednego tylko pragnę,

Abym mogła oddać jakąś przysługę,

Uczynić coś dla misji,

Coś wyjątkowego!

Któż dał mi tę gorliwość,

Któż dał mi ten zapał,

Czyż nie pochodzi on od mego Zbawcy;

Czyż nie prowadzi on do mego Zbawcy!

Chcę cała Ci siebie darować,

Bez reszty i całkowicie,

W pokorze chcę się umniejszyć,

Jako ubogie Twe narzędzie!

Kiedy spocznę na łożu śmierci,

Powiem: Zobacz, wykonało się,

To, co nieustannie trwało w Twoim życiu,

Zobacz, rozkwitło!…

Ale droga do realizacji tego pragnienia była długa i trudna.

Pierwsze próby życia zakonnego

Therese próbowała życia zakonnego aż trzy razy. Najpierw u benedyktynek, potem w zgromadzeniu Sacré Coeur, wreszcie w założonej wspólnocie dla dziewcząt. Za każdym razem coś stawało na przeszkodzie: choroba, brak zrozumienia, niedopasowanie do reguły.

Wróciła do rodzinnego domu z poczuciem klęski. Wielu sądziło, że zmarnowała swoje lata, ale ona wierzyła, że Bóg prowadzi ją własną, czasem krętą drogą. Była poetką serca. Pisała wiersze i pieśni, w których powierzała swoje życie Bogu i Maryi. W jednym z zapisków notowała: „Nie mam nic, ale pragnę dać wszystko.”

Samotność i modlitwa

Po wielu latach prób w różnych zgromadzeniach Therese wróciła do rodzinnego domu. Z zewnątrz wyglądało to jak porażka – kobieta, która chciała być zakonnicą, znów mieszkała samotnie, bez wspólnoty, bez habitu, bez jasno określonej przyszłości. Ale w jej sercu nadal płonęło pragnienie oddania się Bogu.

Drugie ważne wydarzenie nastąpiło w listopadzie 1875 roku, kiedy wynajęła stary klasztor benedyktyński w Neuwerk. W marcu 1876 roku, mając 43 lata, po raz pierwszy w życiu zamieszkała poza strukturą rodziny czy jakiegokolwiek zgromadzenia zakonnego. To była decyzja odważna i nowa – dla niej samej i dla wszystkich, którzy ją znali.

Therese miała nadzieję, że w Neuwerk uda się stworzyć quasi-zakonną wspólnotę kobiet, które razem będą się modlić i prowadzić dzieła miłosierdzia. Nazwała ją Instytutem Świętej Barbary. Zajmowały się tam opieką nad sierotami i organizowały niedzielne zajęcia dla dziewcząt pracujących w fabrykach: uczyły je podstaw prowadzenia gospodarstwa, śpiewu i rękodzieła, a przy okazji mogły je katechizować.

Było to dzieło piękne, ale niełatwe. Wspólnota była niestabilna – wiele kobiet przyjeżdżało tylko na krótko, by sprawdzić swoje powołanie. Często były to osoby starsze, schorowane, liczące na spokojną starość w Instytucie, co nie odpowiadało marzeniom Teresy o żywej, apostolskiej wspólnocie.

Dodatkowo, czasy Kulturkampfu – polityki prowadzonej przez rząd pruski – zakazywały zakładania nowych zgromadzeń zakonnych, noszenia habitu i publicznej działalności religijnej. Z tego powodu Instytut Teresy musiał funkcjonować na zewnątrz jako wspólnota świecka, choć w sercu był głęboko zakorzeniony w wierze i modlitwie.

Therese szukała możliwości afiliacji Instytutu do innego zgromadzenia, aby nadać mu status kanoniczny. Prowadziła korespondencję z Córkami Bożej Miłości w Szwajcarii, z nowym zgromadzeniem ks. Arnolda Janssena w Holandii, a także z Córkami Serca Maryi, założonymi we Francji podczas rewolucji. Żaden z tych kontaktów nie przyniósł jednak owocu.

Mimo to nie traciła nadziei. Codziennie zanosiła do Boga swoje pytania i cierpliwie czekała. Pisała:

„Nie wiem jeszcze, dokąd prowadzi mnie Pan, ale wiem, że Jego droga jest pewna. Moim zadaniem jest ufać i nie ustawać w modlitwie.”

Choć wydawało się, że jej życie przeminie bez większego znaczenia, to właśnie wtedy Bóg przygotowywał największy przełom.

Spotkanie z Franciszkiem Jordanem

Lata samotności i poszukiwań mogłyby zniechęcić każdego, ale w przypadku Teresy stały się przygotowaniem na najważniejsze wydarzenie jej życia. W listopadzie 1882 roku w Kolonii poznała księdza Franciszka Jordana, kapłana pełnego gorliwości, który kilka lat wcześniej założył Towarzystwo Boskiego Zbawiciela – męską wspólnotę misyjną.

Rozmowa, którą odbyli, była jak spotkanie dwóch bratnich dusz. Jordan mówił o swoim marzeniu: aby Ewangelia była głoszona wszędzie, wszystkimi środkami, jakie daje świat. Teresa słuchała i czuła, że to, o czym mówi, jest odpowiedzią na jej własne pragnienia, które nosiła w sercu od dzieciństwa.

W swoich notatkach zapisała potem:

„Rozpoznałam w nim człowieka posłanego przez Boga. Wszystko, co mówił, dotykało mojego serca. Wiedziałam, że oto otwiera się droga, której szukałam przez całe życie.”

Jordan widział w niej nie tylko dojrzałą kobietę o głębokiej wierze, ale także kogoś, kto potrafi zrozumieć trudności powołania i podtrzymać innych na duchu. Od tego momentu zaczęła się ich współpraca – on jako przewodnik i założyciel, ona jako duchowa matka i pierwsza kobieta, która całkowicie zawierzyła jego dziełu.

Przez kilka kolejnych lat Teresa wspierała rozwijające się dzieło Jordana – modlitwą, korespondencją, a także osobistą obecnością. W 1888 roku, mając 55 lat, wstąpiła do nowo powstałej żeńskiej gałęzi – Zgromadzenia Sióstr Boskiego Zbawiciela – i przyjęła imię Maria od Apostołów.

To, co dla wielu mogło wydawać się absurdem – kobieta w tak późnym wieku zaczynająca życie zakonne – stało się znakiem niezwykłej wierności Bogu. Sama mówiła siostrom:

„Bóg czekał na mnie tyle lat. Teraz nie chcę dać Mu nic mniej niż całego serca.”

Narodziny zgromadzenia

W 1888 roku, w Tivoli pod Rzymem, Maria wraz z kilkoma towarzyszkami rozpoczęła życie we wspólnocie, która w 1891 roku oficjalnie stała się Zgromadzeniem Sióstr Boskiego Zbawiciela (salwatorianki).

Były to początki pełne trudności – brakowało pieniędzy, choroby osłabiały siostry, a nowe dzieło nie miało jeszcze zaufania. Ale Maria od Apostołów, mimo wieku i słabego zdrowia, była sercem tej wspólnoty. Powtarzała siostrom:

„Nie bójcie się biedy ani cierpienia. Dzieło jest Boże, a Bóg o nie się zatroszczy.”

Apostolska gorliwość

Maria nie marzyła o spokojnym klasztorze. Jej serce biło w rytmie misji. Pisała listy do krajów misyjnych, wspierała salwatorianów duchowo i materialnie, modliła się dniem i nocą za tych, którzy głosili Chrystusa w Afryce, Azji i Ameryce Południowej.

Choć sama nigdy nie mogła pojechać na misje, mówiła:

„Każda moja modlitwa, każde cierpienie i każdy uśmiech może być krokiem Ewangelii do dalekiego kraju.”

Dla sióstr była jak matka – spokojna, cicha, a jednocześnie pełna ognia.

Ostatnie lata

Choroba coraz bardziej przykuwała ją do łóżka. Ciało słabło, ale duch pozostawał niezłomny. Do końca zachowała pogodę ducha i czułość wobec sióstr. Jej „program” był prosty, a zarazem pełen głębi:

„Wypełnić to, czego Bóg pragnie, i być całą Jego.”

Odeszła 25 grudnia 1907 roku, w dzień Bożego Narodzenia. Siostry widziały w tym znak – życie Marii, całkowicie ofiarowane Bogu, zostało złożone w dniu, gdy rodzi się Zbawiciel.

Dziedzictwo i beatyfikacja

Proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 1961 roku. 13 października 1968 roku papież Paweł VI ogłosił Marię od Apostołów błogosławioną, uznając dwa cuda przypisane jej wstawiennictwu.

Jej duchowe potomstwo – Zgromadzenie Sióstr Boskiego Zbawiciela (Salwatorianki) – rozrosło się z maleńkiej wspólnoty w Tivoli do globalnej sieci. Obecnie zgromadzenie liczy ponad 1 000 sióstr, działających w 26 krajach na pięciu kontynentach. Inne źródła podają liczbę około 950 sióstr w 27 krajach.

Te kobiety w prostocie i ufności głoszą Ewangelię poprzez edukację, opiekę zdrowotną, wspieranie parafii pośród ubogich, a także programy przeciwdziałania handlowi ludźmi, w zgodzie z charyzmatem salwatorianek.

Dla przykładu Na Filipinach i w Tanzanii siostry prowadzą domy schronienia dla dziewcząt i młodych kobiet, które padły ofiarą handlu ludźmi lub były narażone na wykorzystanie. Uczą je tam zawodu, prowadzą kursy edukacyjne i pomagają odbudować poczucie własnej wartości.

Na Filipinach siostry współpracują także z lokalnymi parafiami, prowadząc kampanie informacyjne w szkołach i na uniwersytetach o zagrożeniach związanych z obietnicami „łatwej pracy za granicą”.

W Brazylii i Meksyku salwatorianki współpracują z Kościołem lokalnym w ramach programów „Stop Human Trafficking”, które polegają na edukacji i wsparciu rodzin zagrożonych ubóstwem – bo to właśnie bieda jest jednym z głównych powodów, dla których ludzie stają się łatwymi ofiarami handlarzy.

źródła:

Podobne wpisy